Lawino - genny punkt na mapie Tatr
64 lata temu w Dolinie Goryczkowej, w Tatrach Zachodnich znajdowało się schronisko. Niewielka, drewniana konstrukcja powstała z inicjatywy Jana Polaka z Murzasichla. Podczas II wojny światowej działała tu niemiecka organizacja młodzieżowa Hitlerjugend, gdzie dzieci uczyły się przetrwania w prymitywnych i trudnych warunkach. W tamtych czasach, ze schroniska korzystali również narciarze. Zarówno Niemcy, jak i Polacy (ze specjalną przepustką) wjeżdżali kolejką na szczyt Kasprowego Wierchu, aby korzystać z zimowych warunków na stoku. Tylko niemiecka służba graniczna skutecznie mogła ograniczyć ruch turystów.
Zaraz po wojnie, budynek został wydzierżawiony przez małżeństwo, Zofię i Władysława Gąsieniców – Marcinowskich. Para gospodarzy ze szczególnym zamiłowaniem do tatrzańskiej przyrody, prowadziła schronisko z sercem dla wszystkich szukających odpoczynku i strawy. Ze wspomnień ludzi Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, można usłyszeć jak każdy „pracownik gór” miał zawsze zapewnioną darmową gościnę pod rodzinnym dachem. Wspólne posiłki oraz dziesiątki historii przewijały się aż do pamiętnej nocy z 2 na 3 marca 1956 roku.
Dzisiejszej nocy miną dokładnie 64 lata, kiedy ogromna lawina zmiotła z powierzchni ziemi Schronisko Marcinowskich, zabierając ich samych wraz z trójką żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza. Tej tragedii nie dało się zapobiec.
Zbiegiem okoliczności, ocalała 2-letnia córka państwa Marcinowskich. Mama zwiozła chorą dziewczynkę do Zakopanego, a sama postanowiła wrócić do doliny. Pech chciał, że pomimo późnej pory, przewoźnik specjalnie uruchomił kolejkę, która wwiozła kobietę na Myślenickie Turnie. Gdyby musiała pokonać trasę aż z Kuźnic, prawdopodobnie ocaliłaby życie. Niedługo po tym, gdy dotarła spod Kondratowego Wierchu do schroniska, samoistna lawina zniszczyła budynek. Wcześniejsze intensywne opady wraz z silnym wiatrem, nawiały masy śniegu do żlebu. Szybki wzrost temperatury naruszył pokrywę, która samoczynnie ruszyła w dół. Śnieżne zwały z potężną siłą uderzyły w las i drewnianą konstrukcję budowli. Przysypały również znajdujący się nieopodal szałas, zaaranżowany na prymitywne Schronisko Króla. W nim było pusto.
W ogromnych rozmiarów akcję ratunkową, zaangażowanych było ponad 500 osób. Ruiny schroniska wraz z drzewami, stanowiły nie lada wyzwanie dla poszukujących ofiar. Góra śniegu i belek pochłonęła w przeciągu sekund i odebrała życie pięciorgu ludziom. Na pamiątkę jednej z największych katastrof w Tatrach, pechowy żleb nosi nazwę Żlebu Marcinowskich.
W 2012 roku dochodzi do kolejnej tragedii. Lawina jest bezwzględna i zabiera ze zbocza dwie narciarki skiturowe. Przypadkowy ratownik odkopuje jedną z nich, bez większych obrażeń. Intensywne działania TOPR są skuteczne, ale bez detektorów lawinowych u narciarek, poszukiwania wydłużają się. W końcu przy pomocy sond i psów tropiących, trafiają na ślad. Druga kobieta zostaje odnaleziona po godzinie i po skutecznej reanimacji, niestety umiera w szpitalu. Przyczyną tej lawiny była grupa narciarzy, w tym upadek jednej ze skialpinistek. Poprzedzające dzień wypadku, złe warunki pogodowe, obfity śnieg i wichura oraz późniejsze ocieplenie zdestabilizowały niezwiązane z podłożem warstwy.
Żleb Marcinowskich to pozornie bezpieczne miejsce, popularny punkt wśród miejscowych i turystów. W północno – wschodniej części Kondratowego Wierchu, opada na Niżnią Goryczkową Rówień w Dolinie Goryczkowej. Górna część pechowego żlebu jest głęboko wcięta i trawiasta. Pośrodku porośnięty murawą, miejscami kosodrzewiną. Na tym mniej stromym odcinku, przebiega nartostrada z Kasprowego Wierchu do schroniska PTTK na Hali Kondratowej. Dół żlebu jest zalesiony, z wąskim i płytkim korytem. Różnica wysokości pomiędzy najwyżej, a najniżej położonym punktem to 400 m. Dawniej, teren był prawie bezleśny i pozbawiony kosówki, a lawiny wielokrotnie niszczyły pasterskie szałasy. Dziś, przy czwartym stopniu zagrożenia, trasa jest zamykana.
Żleb Marcinowskich pomimo bliskości ogólnie dostępnych szlaków i tłumów narciarzy, przy załamaniu pogody bywa skrajnie niebezpieczny. Warto, aby skiturowcy byli zawsze zaopatrzeni w odpowiedni sprzęt. Zestaw lawinowego ABC często ratuje zdrowie poszkodowanych. Pomoc profesjonalnych ratowników przy użyciu helikoptera nadchodzi w granicach kilkunastu minut, a każda chwila pod zwałami śniegu to walka o życie.
Żleb Marcinowskich
Wybrane uwagi lub komentarze mogą zostać opublikowane pod artykułem.
0 Komentarzy